Krym cz 12

30 września (piątek)

Rano, posileni kaszką, dokończyliśmy pakowanie, rozpoczęte wczoraj wieczorem. Zostawiliśmy  bagaże na dole u pani Ljudmiły i ruszyliśmy jeszcze pokręcić się po mieście, pożegnać z morzem. Wczoraj wymieniliśmy też bilety na marszrutkę do Symferopola, bo przez pomyłkę kupiliśmy je na czwartek a nie na piątek… Posiedzieliśmy na deptaku, popijając kwas chlebowy i piwo Krym, obserwując mewy i stado gołębi. Potem ruszyliśmy dalej w poszukiwaniu pamiątek, ale zaczepił nas miły chłopak, proponując rejs po zatoce. Jako że ich łódeczka nie miała szyb, jak inne (zdjęcia przez szybę to nie to co lubię) wybraliśmy się z nimi popływać, dostaliśmy cieplutkie koce, które miały uchronić nas przez zimnym wiatrem. Poczekaliśmy chwilę na innych pasażerów i ruszyliśmy oglądać zatokę i, co dla nas najważniejsze, flotę czarnomorską (jej rosyjską część). Fakt, że lata świetności już minęły, ale i tak ich wielkość i ilość robiła  spore wrażenie, szczególnie na kimś, kto nigdy wcześniej nie widział wojennego statku. Pewnie n takim statku pływa mąż pani Ljudmiły, która opowiadała nam rano że jest on mechanikiem na wojskowym okręcie od 33 lat. Syn także zamierza być marynarzem, uczy się na sternika i pływa na statku handlowym. Oni wypływają na trwający pół roku rejs, a ona zostaje i prowadzi swój hotelik. No i tęskni. Trudno chyba coś takiego wytrzymać, choć prowadzenie hotelu, wydaje się naprawdę fajnym zajęciem. 






Wracając do statków… Oglądaliśmy stawiacze min, rozbrajacze min, straż pożarną, mnóstwo mniejszych i większych okrętów, suche doki, nawet ogromny szpital i łódź podwodną! Trochę wymarzliśmy ale warto było, bo obejrzeliśmy to co chcieliśmy zobaczyć. 






Wypiliśmy więc gorącą kawę w McDonalds’ie, kupiliśmy resztę pamiątek i ruszyliśmy do hotelu, po bagaże i pożegnać się z naszą przemiłą gospodynią. Śmiało możemy polecić hotel „Russlan i Ljudmiła”. Czysto, schludnie, nowe meble, nowe łóżka, dużo miejsca, szafa, balkon, telewizor, dvd., pyszne śniadania na patio i przemiła właścicielka. Z balkonu wprawdzie widok nieciekawy, ale już z tarasu, rzeczywiście widać morze.  Poza tym jest blisko do promu i dworca Siewiernoje (1 minuta). Śniadanka serwowane są na świeżym powietrzu, a właścicielka sama je przygotowuje. Nie robi też problemu kiedy ktoś chce skorzystać z kuchni. Jest naprawdę bardzo miła. Cena ok. 80 zł za dobę ze śniadaniem, znaleźć ich można na bookingu. No i basen na tarasie, który wprawdzie sprzątnęli nam zanim w końcu udało nam się w nim popluskać. Sezon się skończył, ale wcześniej rzeczywiście był.
Pora jednak wracać powoli w rodzinne strony. Wsiedliśmy więc w marszrutkę do Symferopola, popijając ostatnią butelkę wina. Po półtorej godziny byliśmy na miejscu. Jeszcze tylko spacerek do hotelu Valencia (jak się okazało trochę dłuższy niż myśleliśmy). Pokój okazał się naprawdę super, trochę ciemny i dużo droższy niż w Sewastopolu, ale standard świetny. Jedynym minusem było to, że nie chcieli nam zamówić taksówki, a za swój transport żądali 100 hrv, podeszliśmy więc do pierwszego lepszego taksówkarza na postoju i umówiliśmy się na następny dzień na 6 rano (60 hrv). Kupiliśmy jeszcze po kebabie na kolację, oraz grzybki do nieszczęsnej wódki, którą woziliśmy ze sobą od początku naszej eskapady.

Prześlij komentarz