cycle chic

czyli moda na rower

Powoli kończy się lato. Mam nadzieję, że to nie był ostatni tak ciepły i pogodny weekend ale wkrótce i tak spadnie śnieg a ja będę musiała zapomnieć na kilka miesięcy o moich ulubionych aktywnościach.
Rower w ostatnich miesiącach stał się moim najulubieńszym środkiem transportu. Jeżdżę nim wszędzie na zakupy, do biblioteki, na wycieczki, na lody, do znajomych. Nawet do kościoła czasem...Po prostu zamiast pieszo, autem lub tramwajem. Jadę na rowerze.

Uwielbiam też zjawisko zwane cycle chic, czyli zwyczaj jeżdżenia na rowerze w normalnym, codziennym, czy nawet eleganckim ubraniu. Z zachwytem ogądam zawsze zdjęcia pojawiające się na rewelacyjnym blogu copenhagen cycle chic.W Polsce ten trend nazywa się  bodajże "rowerową elegancją" i ma coraz więcej zwolenników, chociaż wiele osób nie jest jeszcze uświadomionych, o czym świadczą chociażby komentarze pojawiające się na wielu blogach, na których znaleźć można zdjęcia z takimi rowerowymi outifitami i spojrzenia niektórych mijanych przeze mnie osób. Nie kumam tekstów typu "wielu kilometrów w tym stroju nie zrobisz". No nie zrobię. Czasem jadę tylko 5 km do biblioteki. Czasem robię 40 km w ciągu całego dnia. Jak będę chciała przejechać więcej to na pewno nie na miejskim rowerze i na pewno nie w sukience. Ale z jakiego powodu miałabym "musieć" w sportowych spodenkach jechać na kawę albo ciastko? Bo się ruszam? Spacerując też się ruszam i w podobnym stopniu się męczę. Czasem nawet bardziej. Generalnie chodzi o to, żeby ubierać się w to, w co ubrałabym się nie jadąc na rowerze. Wiadomo, nie wszystko się nadaje, wydaje mi się, ze z racji wygody, szpilki i  spódniczki bardzo mini odpadają, chyba, że chcemy świecić majtkami, choć mogę się mylić, bo nie próbowałam. Ale poza tym nic nas nie ogranicza. Mam ochotę na sukienkę, co  zdarza mi się czesto, jadę w sukience. Potrzebuję koszuli, jadę w koszuli. Mam ochotę na trampki jadę w trampach - nic na siłę. Gdybym miała trochę bliżej do pracy, jeździłabym do pracy elegancko ubrana.
Chodzi o to, że rower daje  mi jakieś tam poczucie wolności, wszędzie nim dojadę, w przeciwieństwie do samochodu, czy tym bardziej autobusu. Skręcę w każdą uliczkę i nie muszę się z nim w ogóle rozstawać. Dlaczego to poczucie miałaby mi ograniczać konieczność ubierania się w dres? Luz blues. Dlatego jeździjcie na rowerze, bo to chyba najprzyjemniejsza forma ruchu i ubierajcie się tak jak macie ochotę.
żródło

żródło
źródło
źródło

4 komentarze

wow, nie miałam pojęcia o takim zjawisku jak cycle chic.
Ale wydaje się interesujące i wyzwalające ;)
Ja kiedyś też przemieszczałam się głównie za sprawą dwóch kółek, w byle czym. Miałam nawet długą do ziemi spódnicę, którą zręcznie zawijałam, żeby nie wkręciła się w koła i zupełnie taka jazda mi nie przeszkadzała.
Wszystko można, a złośliwe, czy kpiące komentarze pojawią się zawsze, o jakąkolwiek dziedzinę życia by nie zahaczyć ;)

Reply

Ja jeździłam rowerem do pracy przez całe miasto i też nie rezygnowałam wtedy z sukienek czy nawet butów na obcasie :) Cycle chic górą!

Reply

długa spódnica to jest to :)

Reply

ja musiałabym przejechać trzy miasta więc odpada, ale bardzo chciałabym jeździć na rowerze do pracy

Reply

Prześlij komentarz