ksiązki (lub czasopisma)

"Katedra w Barcelonie" Ildefonso Falcones
Przyznam ze skusił mnie tytuł, mam słabość do tego miasta i lubię czytać historie, które rozgrywają się w znanych mi miejscach. Oczywiście chwytu marketingowego umieszczonego na okładce, że to "powieść w klimacie Cienia Wiatru" nie wzięłam na poważnie. Książka, mówiąc kolokwialnie, nawet nie leżała obok Cienia Wiatru. Nie chodzi o to, czy jest lepsza czy gorsza, po prostu w niczym go nie przypomina, może poza tym, że rozgrywa się w tym samym miejscu.
Nie jestem wybitną znawczynią historii, szczególnie historii Hiszpanii, jednak wg wielu opinii o tej kiążce, autor przeprowadził dość dogłębne studia historyczne, i pokazując losy głównych bohaterów na tle historii Katalonii, jest w tym dość wiarygodny i rzetelny. A to się chwali. Historia chłopca, który buduje z innymi bastaix najpiękniejszą i najbardziej okazałą świątynię w Barcelonie Santa Maria del Mar, wciąga od pierwszych stron i jest pretekstem do opowieści o feudalnej Europie, pełnej niesprawiedliwości, prześladowań, nietolerancji i nienawiści. Lekkość pióra sprawia, że mimo podejmowania trudnych tematów, 700 stron pochłania się niemal natychmiastowo. Refleksja przychodzi jednak później.
Książka polecam z spokojnym sumienie, to nie tylko świetna rozrywka ale też niezła lekcja historii i tolerancji. Choć nie ukrywam, że Barcelona to miasto, które mnie absolutnie w sobie rozkochało i chętnie wróciłabym tam w każdej chwili, także za pośrednictwem zapisanych kartek.




"Cukiernia pod Amorem. Zajezierscy" Magłorzata Gutowska-Adamczyk
Uwielbiam, to uczucie, kiedy z niecierpliwością przewracam kolejne strony książki i kiedy szkoda mi czasu na cokolwiek innego. Kiedy nie chcę się odrywać nawet na moment od lekury.  To oczywiście nie świadczy ani o tym, że książka jest dobra ani o tym, że jest zła. Po prostu sprawia mi ogromną  frajdę. Cukiernia pod Amorem, a właściwie pierwszy tom tej trzyczęściowej sagi, taką właśnie reakcję we mnie wywołała, choć początkowo podchodziłam do niej raczej nieufnie. Nie ma tam specjalnie wartkiej akcji, jest ona prowadzone równolegle w 1995 roku i w drugiej połowie XIX w., mimo to czytałam z zapartym tchem. W Gutowie, pod rynkiem znaleziono szczątki kobiety, która zginęła najprawdopodobniej pod koniec II Wojny Światowej, przy niej natomiast znaleziono pierścień, który kiedyś należał do rodziny głównej bohaterki. Próbuje więc ona dowiedzieć się w jaki sposób znalazł się w obcych rękach i dlaczego. Nie jest to łatwe, i jeśli będziecie chcieli dowiedzieć się tego samego, musicie przebrnąć przez kolejne dwa tomy, mam nadzieję, równie dobre. Jednak próba odtworzenia hostorii sygnetu jest właściwie tylko pretekstem do snucia opowieści rodzinnej, opowieści o zawiłych losach rodzinny Zajezierskich, przodków głównej bohaterki. Takie odkrywanie swoich korzeni musi być niezwykle fascynujące. Sama chętnie odkryłabym takie historię z moimi przodkami w roli głównej, niestety musi mi wystarczyć jakieś 1300 stron o cukierni pod Amorem. 1300 stron pisanych świeżym, lekkim stylem, których przeczytanie mozna porównać własnie do takiej wizyty w małej przytulnej kawiarence, z pysznym latte i tartą malinową. Czysta przyjemność.


Podróże
Zawsze kiedy mam tak zwaną "zwiechę". Nic się nie klei, humor nie dopisuje i brak mi motywacji, sięgam po tę gazetę i od razu mam mnóstwo pomysłów. Tam jest tyle inspiracji, pomysłów, propozycji, że od razu mam ochotę się pakować i gdzieś pojechać. Jeśli kiedykolwiek świat wyda Wam się nudny lub nijaki, sięgajcie po tę pozycję. W tym miesiącu zachwyciłam się opowieścią o Maroku, a dokładniej głównie o marokańskiej kuchni. Poznawanie różnych miejsc od strony kulinarnej zawsze sprawia mi wiele frajdy, obawiam się, że nie skusiłabym się na robaki ani inne obrzydliwości, więc przynajmniej na razie zamierzam omijać tego typu miejsca, ale kuchnia marokańska wydaje się być niezwykle aromatyczna i różnorodna. Kolorowa. Artykuł jest zresztą świetnie napisany.


Prześlij komentarz