wąskie klatki schodowe na Bari Gotic mogą przyprawić o klaustrofobię, na szczęście za tymi pancernymi drzwiami znajdują się przestronne mieszkania
to kiepskiej jakości zdjęcie zrobiliśmy zaraz na początku, obiecując sobie, że jeszcze przecież wrócimy pod katedrę. I choć wracaliśmy, to zdjęć już chyba nie powtórzyliśmy :)
W międzyczasie, gdy zwiedzaliśmy akwarium, wyszło słońce,
postanowiliśmy więc skoczyć na chwilę do mieszkania i zabrać potrzebne rzeczy
na plażę. Reszta dnia to był już tylko relaks. Woda w morzu śródziemnym ciepła
nawet jak dla mnie, największego zmarzlucha w Hiszpanii. Dość duża fale sprawiły,
że wiele osób próbowało swych sił z deskami. Na plaży spory tłok ale jakoś
znaleźliśmy miejsce, do rozłożenia naszej maty, którą nabyliśmy parę minut
wcześniej, pomiędzy paniami opalającymi się topless, do których szybko dołączyłam.
A. chłodził się w morzu z takim zaangażowaniem, że zapomniał posmarować się
kremem. Skutki łatwe do przewidzenia ale na szczęście w miarę łagodne.
Wieczorem postanowiliśmy jeszcze iść na spacer, po kolacji, składającej się
głównie z gorących jeszcze bagietek, poszliśmy więc znowu w stronę wybrzeża.
Byłam jednak tak zmęczona, że dotarliśmy tylko do portu. Najcudowniejsze jest to, że było 31 stopni Celsjusza,
mimo godziny 21.30! Wiem, wiem, u nas też się to zdarza, ale przez 2-3 dni w roku, a tutaj jest to nagminne. Po chwili odpoczynku wróciliśmy na pięknie oświetloną i
magiczną Barri Gotic... Czuję, że to będzie jedno z naszych ulubionych miejsc w Barcelonie. Spacerując po wąskich uliczkach tej dzielnicy, człowiek zapomina o grupkach mijanych turystów i w pewnym sensie przenosi się w czasie. Wyobraźnię dodatkowo pobudza niedawno przeczytana książka C.R. Zafona "Cień wiatru". Wyobrażamy sobie, które uliczki przemierzali jej bohaterowie i w których miejscach mogły wydarzyć się poszczególne sytuacje z powieści. A może którejś nocy zza rogu wyłoni się zakapturzona postać Juliana Caraxa?
Jest jeszcze jedno cudowne miejsce w Barcelonie... Płynąc wraz z tłumem turystów La Ramblą warto wstąpić do znajdującej się po prawej stronie modernistycznej (jak chyba wszystko w tym mieście ;) hali targowej La Boqueria. Warto też zwrócić uwagę na znajdującą się na środku placa de la Boqueria mozaikę Joana Miro. Zaraz po wejściu do środka zapomnimy bowiem o zabytkach, muzeach i galeriach, zawładnie nami bowiem tęcza kolorów i smaków różnorodnych. Od progu witają nas stosy owoców, przekolorowych słodyczy, na widok których ślinotok gwarantowany. Dalej ogromne kawały wędzonego mięsa i najprzeróżniejsze ryby. ośmiornice, stosy krewetek i poruszających się jeszcze krabów i raków (to akurat trochę traumatyczne było). Ten targ to raj. Wyszliśmy stamtąd zaopatrzeni w owoce i pyszne soki, które naprawdę dodały nam mnóstwo energii. Zadziałały skuteczniej niż kawa. Serio!
Prześlij komentarz