Happy birthday


Urodziny można spędzać w rodzinnym gronie, można zaprosić przyjaciół, upiec tort, przygotować drinki i zrobić wielką imprezę. Można się zamknąć w domu i udawać, że to nic, że kolejny rok ucieka a rozumu jakby nie przybyło. Można też wpakować się w samochód razem z sernikiem i kimś, kto ten sernik pomoże pochłonąć pod jakimś XVI-wiecznym zamkiem, tudzież jego pozostałościami, w towarzystwie najprawdziwszych rycerzy, a w ramach prezentu urodzinowego ze dwa razy rzucić włócznią w saracena, na wszelki wypadek pudłując. W tym roku wygrała opcja nr 3. Ciasto na wszelki wypadek bez świeczek, aby nie włączyła się opcja nr 2 :)

Można rzucać w tarczą, ale zdecydowanie ciekawiej w saracena. :) Sernik był dobry, wbrew pozorom. Przysięgam.


 Zamek w Rabsztynie. Jura Krakowsko-Częstochowska. Okolice Olkusza.
A skoro już jesteśmy tak blisko to czemu by nie zajrzeć do Krakowa. Co z tego, że byliśmy tam już pięćdziesiąt razy. Koniecznie trzeba pojechać pięćdziesiąty pierwszy. Błąd polegał na tym, że zamiast tradycyjnie pójść na zapiekankę do Endziora zachciało nam się Gruzińskiego Chaczapuri. Nie polecamy. Z gruzińskim potraw jest tam właściwie tylko chaczapuri, które nie dość, że nie przypomina prawdziwego, to jeszcze smakuje, powiedzmy, średnio.

A na koniec lot balonem! Nie, no dobra, ta opcja wygra dopiero za rok! :)

Prześlij komentarz