owocki z marcepanu, sycylijska specjalność. aż szkda zjadać sliczności |
gorące kasztany z papierowej torebki, już tęsknie za tym |
Nie zabawiamy jednak w Trapani zbyt długo, ponieważ przed nami kilkadziesiąt godzin drogi. Około osiemnastej wypływamy w stronę Sardynii. Przed nami cała dwie noce na środku morza, wachty i o czym wtedy jeszcze nie mamy pojęcia - niezły sztorm. Początkowo idzie świetnie i gładko, wachty umilamy sobie oglądając świecące w ciemnym morzu meduzy. Jednąnawet G. przeciąga przez pompę w toalecie. Wokół nas pustka choć w oddali widać światła dwóch innych jachtów, przepływa też wielki pasażerski statek. W ciągu dnia nasza łajba staje się schronieniem dla frunących do Afryki ptaków. Co rusz któryś postanawia skorzystać z gościny, zdrzemnąć się na chwilę i nabrać sił na dalszą drogę. Jeden zasypia mi prawie na ramieniu. Płyniemy prawie cały czas na żaglach. Wieczorem, kiedy wydaje się, że jeszcze tylko parę godzin i będziemy na miejscu zaczyna wiać coraz mocniej i rozpętuje się sztorm. Zagoniona do kajuty, przeżywam kilka koszmarnych godzin, frunąc co chwilę dwa metry w górę razem z dziobem jachtu, a w następnej sekundzie dwa metry w dół, rozbijając sie o fale jak o beton. I tak do rana... Kiedy wreszcie docieramy rano, po 37 godzinach do Porto Corallo, mam ochotę ucałować ziemię ale nawet stojąc na lądzie czuję jakby dalej bujały mną fale. Dopiero po prysznicu i dłuższej chwili dochodzimy wszyscy do siebie.
A ponieważ okazuje się, że wylądowaliśmy w kompletnej dziurze, gdzie prócz portu niczego nie ma, wypożyczamy z A. najlepszy środek transportu, czyli rowery i ruszamy do miasta. Po drodze wjeżdżamy w stado owiec, które spotykamy drugi raz wracając wieczorem jeszcze raz do miasta, po sjeście. Można by powiedzieć, że w mieścinie Porto Corallo ciekawego nie ma nic. Są za to pyszne lody i espresso jak marzenie. Więcej do szczęścia nie trzeba nam nic. No może poza pustą plażą i szumem fal, które to również znajdujemy.Po ostatnich nocnych przygodach wystarczają nam te atrakcje w zupełności...
3 komentarze
aż mi szczęka opadła, jak napisałaś o sztormie. Na początku myślę: e, nic takiego, ale jak to sobie wyobraziłam, to jednak nieco powagi sytuacja nabrała.
Replyi jak zwykle pełno świetnych zdjęć :)
Świetna ta wasza wyprawa :)
ReplyNigdy nie byłam na łodzi, więc tylko mogę sobie wyobrazić jak to nieciekawie musi być, kiedy jest sztorm...
Ale te meduzy, to widok musiał być przyjemny :))
Zuchy:) I sztorm i owce i daliście radę ♥
ReplyZdjęcia pierwsze smaaaaakowe :)
xoxo
Prześlij komentarz